ŁÓDŹ 16 STYCZNIA 2010
Postanowiliśmy sprawdzić osobiście co w polskiej trawie rekonstrukcyjnej piszczy. Wiedzeni tą myślą przewodnią udaliśmy się do Łodzi na Moto Weteran Bazar. O dziwo nasze oczekiwania spełniły się w 100%. Nie brakowało na nim przebierańców, którzy pod pretekstem munduru nadużywali alkoholu doprowadzając się do stanu co najmniej nieprzyzwoitego, a swoim głośnym zachowaniem wywoływali niesmak. Trudno nazwać to też duchem bojowym! Nie znaleźliśmy tam również czegoś, co nazywamy kultywowaniem tradycji, a nam jest doskonale znane z kodeksu honorowego stosowanego w C. i K. Armii. Kodeks ten odszedł w zapomnienie wraz z wybuchem I wojny światowej i do dzisiaj raczej żadnej grupie rekonstrukcyjnej nie udało się go nawet w zbliżony sposób odtworzyć. W tych okolicznościach śmiało można stwierdzić, że nieliczne tradycyjne oddziały wojskowe z centralnej i południowej Europy zaliczają się do reliktów minionej epoki, która już nigdy nie powróci.
O 24.00 wyruszyliśmy z Krakowa, dla podgrzania atmosfery każdy starał się wtulić w płaszcz kolegi.
O nieludzkiej godzinie 5.00 otwarły się podwoje hali wystawowej - mogliśmy rozpocząć ustawianie ekspozycji.
Niektórych z nas po trudach podróży jedynie senna myśl o polewce artyleryjskiej trzymała przy życiu.
Komendant z adiutantem polewali - tradycyjnie z Kochküste.
Ponieważ polewka była za gęsta trzeba było ją rozcieńczyć.
Tradycyjnie wzniesiono toast artyleryjski: "Zu - Gleich".
W zaistniałych okolicznościach przyrody uwagę przykuwał tylko Rżnij Walenty
Po wyszynku i napitku zaczęliśmy snuć wizje o rychłym powrocie do ukochanego Krakowa.
ZAMEK OLSZTYN - STAŁ NA NASZEJ DRODZE DO RODZIMEGO GARNIZONU
Przed ruinami zamku Olsztyn - co widać na załączonym obrazku.
Jak to bywa w zimne i mroźne dni - trzeba się przytulać aby się ogrzać.
Co poniektórzy jak podróż zaczęli tak też ją skończyli.